Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/069

Ta strona została skorygowana.

Niepamięci obietnicą wabi
Grób już nędzną, aż nagle zatętni
Wieść po kraju o „litośnym Rabbi“; —
Mistrz ten woła: „Pójdźcie do mnie smętni!
Pójdźcie do mnie, ja was wesprę, słabi!“

Więc jest jeszcze — jest nadzieja dla niej!
Jest litośne serce, co pokutną
Nie odtrąci — szyderstwem nie zrani!
Jest dłoń święta — dłoń co wesprze smutną!
— O radości! Jest nadzieja dla niej!

Ach, przed sercem onem się ukorzyć,
I rozpłakać we łzach całą duszę!
Ach, przed „dobrym“ tym „mistrzem“ otworzyć
Bolów tajnie! ducha obmyć w skrusze!
Ach, zapłakać!... Zapłakać to ożyć!

Ni ją straszy więcej niegodziwa
Wrzawa wzgardy, ciągle za nią grzmiąca;
Skowronkami już jej pierś rozrywa
Myśl, że padnie przed tym mistrzem drżąca,
I zapłacze — zapłacze szczęśliwa.

Więc pobiegła podobna do łani,
Gdy spragniona do wód żywych spieszy,
Szukać Tego, co właśnie w Betanii
Miłosierdzia zakon wieścił rzeszy;
— Szła, podobna do spragnionej łani.