Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/074

Ta strona została skorygowana.

I do ziemi przykładając ucho,
Łowiliśmy dźwięki wszystkie — głosy,
Lecz milczały nad nami niebiosy;
Nie zstępował Anioł k’nam z otuchą,
Tylko błękit uśmiechał się błogo,
Jakby w niebie nie było nikogo!

O któż rozpacz naszych duchów powie
Szamotanych na morzu niedoli
Bez kotwicy, bez gwiazd, bez bussoli
Wobec Światła, które z Nocą w zmowie,
Wobec Piekła, co nam w uszy wyło,
Że nas nawet i Niebo zdradziło?

A więc dzięki mężu Chrystusowy,
Dzięki Tobie, żeś nam w noc boleści
Wionął w serca „Pieśnią dobrej wieści“,
I żeś rozdarł ten całun grobowy,
Za którego żałobną powłoką
Próżno Boga wyglądało oko!

Dzięki Tobie za te słowa szczytne,
Pełne czynów nieśmiertelnych wagi,
Za czyn — pełen piorunu odwagi,
Boś nam niebo otworzył błękitne,
I wbrew piekłu i szyderstwu wroga,
Zdobył Polsce znów pociechy Boga.

19. marca 1876.


Wiersz ten napisany był z powodu śmiałego i prawdziwie ewanielicznego wystąpienia ks. Krechowieckiego przeciwko naszemu ultramontańskiemu stronnictwu, którego organa rzucając na postępowe stronnictwo kamieniem potępienia, mnożyło tylko siew niezgody i nienawiści.