Ja ci powiadam, że czas nie daleki,
Gdy dożyjemy rzeczy nadzwyczajnej,
I będą Polskę stawiać Benedeki,
Kriegi, Sachery, Breindle, Hammersteiny,
Dlatego trzeba dzisiaj rogi schować,
Nie drażnić Rządu, w pracę się nie bawić,
Bo Benedeki, nim zaczną budować,
Gotowe jeszcze wpierw Polskę zakrwawić!
Lecz nim się spełnią te dziejowe fakta,
O których tylko wie prorok Dziennika,
Odłóżmy opór niewczesny ad acta,
I jak nam trzeźwa każe polityka,
Spieszmy potulni do jatek nad Ister,
Wyniósłszy żale z serc wszystkich i kwasy,
Bo tak chce Anioł-Stróż: Rodak-minister,
Tudzież Aniołki niższej dyet klasy.
Ty dziecię mówisz, że żadna dziś praca
Nasza — owocu nam przynieść nie może,
Bo Niemiec w niwec każdy trud nasz zwraca,
I co uszyje Lwów, to Wiedeń porze;
Lecz to fałsz dziecię! Ściśnięci obrożem
Na lat dziesięciu dziś patrząc mozołę,
Że jest skuteczną, z dumą rzec to możem;
— „Wszak założyliśmy garncarską szkołę!“
Nie patrz więc w przyszłość okiem tak ponurem,
Zwolna odzyszczem dawne stanowisko;
Synowie nasi usiędą „pod Jurem“
Z garnkiem, i dzbankiem, i rynką, i miską
Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/081
Ta strona została skorygowana.