Strona:Z teki Chochlika (Piosnki i żarty).djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.
BŁOGOSŁAWIEŃSTWO.
Opowiadanie starego wiarusa z czasów wojny hiszpańskiej
(Dowolny przekład z Coppée’go.)

Owoż w roku „dziewiątym“, młody mój kolego,
Wzięliśmy Saragossę; — forteca niczego
Niby krwawnik w sygnecie osadzona w Sierrach,
Byłem wtedy sierżantem w gwardyi woltyżerach,
Po wyjściu mem z szpitala dziennym ordynansem,
Przeniesion tam z legionów z wstążką i awansem.
Bo podczas gdym się z ran mych lizał w lazarecie,
Poszli nasi murzynów bić aż w Nowym Świecie;
I tak, sierota Polak, z łaski tych tu guzów,
Dostałem się sam jeden do pułku Francuzów.

Więc byłem, jak to mówią, już nie w pierwszem polu,
Obszedłszy, od piramid hen! do Neapolu,
Niemal połowę świata z karabinem w ręku; —
I bywałem w bataljach, gdzie nieraz od lęku
Najmężniejszym na głowie dębiły się włosy; —
— Ale to wszystko furda wobec Saragossy! —