Strona:Z ziemi chełmskiej (Reymont) 035.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

kich kościołach odprawiało się nabożeństwo na intencyę nieodłączania Chełmszczyzny.
— Byliście na tem nabożeństwie?
— Jakże, przecież cała wieś poszła, nawet i prawosławni nie zostali w domu.
— Widzę, żeście i wy katolik.
— Ja prawosławny! — odpowiedział.
— A chodzicie do kościoła?
— Moi rodzice i starszy brat już Polaki, a ja nie jestem jeszcze pełnoletni.
Przerwał nagle i tylko już odpowiadał, ale bardzo niechętnie i wymijająco, zaczął mi nie dowierzać, bo często łapałem jego nieufne spojrzenia.
— Pan pewnie z Chełma? — rzucił lekceważąco przez ramię.
— Nie, z Warszawy! — zdziwił mnie gniewny akcent jego głosu.
Uśmiechnął się tak wątpiąco, że dałem spokój przekonywaniom, ale nie długo wytrzymał, kręcił się na siedzeniu, zacinał konie, przyglądał mi się z pod oka i, gdyśmy już dojeżdżali do jednego z moich etapów, zagadnął znowu tym samym gniewnym i wzgardliwym tonem:
— A gdzie jechać?
— Do wójta.
— Czy do tego nie zatwierdzonego?
— Do niego właśnie jadę.
Twarz mu się rozjaśniła, spojrzał na mnie życzliwiej i zaczął się tłómaczyć:
— Bo tyle teraz kręci się po wsiach różnych ludzi, co to i po polsku mówią, i przed kościołami się żegnają, i polską wiarę chwalą, a potem to na-