Strona:Z ziemi chełmskiej (Reymont) 087.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wgramolił się na bryczkę, pochwaliwszy Boga polskim obyczajem.
Zaczęliśmy pogadywać o tem i owem; chłop był chytry, odpowiadał wymijająco i sam mnie ostrożnie wybadywał, ale w końcu rozgadał się dosyć szczerze.
— Jak odłączą Chełmszczyznę, to wam zabronią mówić po polsku...
— Musieliby strażników stawiać w każdej chałupie. — Machnął lekceważąco ręką. A po jakiemu to mamy mówić? Dawniej, jeszcze za unii, to po wsiach gadali po naszemu, po chłopsku, ale teraz już mało kto rozumie, chyba starzy. Młodzi się nawet tego wstydzą.
— Ale podpisywaliście się za odłączeniem Chełmszczyzny?
— Podpisywałem się, panie, bo mi kazali. Zwołali nas do popa i wytłumaczyli, że, jak odbiorą Chełmszczyznę od Polski, to wszystkie pańskie ziemie darmo rozdadzą między prawosławnych.
— Obiecanki cacanki, a głupiemu radość — rzucił Iwan.
— Najwięksi urzędnicy obiecali, to może i dadzą...
— Dostaniecie tyle, że wam sam dyabeł z pleców nie odbierze. Pamiętacie jak to brali oporni? — dogadywał Iwan.
Chłop milczał długą chwilę, a w końcu rzekł najspokojniej:
— A jak nam ziemi nie dadzą, to się wszyscy przepiszemy na katolików.