Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/22

Ta strona została przepisana.

— Podziwiam waszą domyśłność mości Jagiełło — ale powiedz mi, po czém poznajecie, że jestem regałem?
Jagiełło skrzywił usta do uśmiechu, przymróżył oczy, a puknąwszy kilka razy palcem po czole odparł:
— A od czego tu rozum mości panie! Albożto ja dzisiejszy? Czy mi pierszyna mieć u siebie konfederatów i regałów?
— Radbym wiedzieć, jaką różnicę między nimi widzicie? Po czém poznajecie ich?
Uśmiechnął się dobroduszny Jagiełło, położył obie ręce na swój brzuch tłusty i rzekł:
— Oto tak panie poznaję Konfederata i regała. Gdy przyjdzie konfederat, to palnie duży kielich wódki, zakąsi czarnym chlebem i wcale nie spluwa. Gdy nowy gość wejdzie do izby, konfederat bierze za szablę i czeka.
— A regał? zapytał z drwiącym uśmiechem nieznajomy i skrzyżował ręce.
— Regał, mój panie, ciągnął daléj dobrodusznie Jagiełło, nie pije wódki, ale ma puzderko z sobą, a jeźli mu przyjdzie czasem wypić, to mocno spluwa. A gdy kto klamką z sieni ruszy, regał czmycha do alkierza i grzebie się w pierzynę. Nie wy pierwsi mój panie, leżeliście pod tą pierzyną. Przedwczoraj sam kasztelanic —
Nie słuchał daléj téj dobrodusznéj rozprawy gość nieznajomy, bo właśnie w téj chwili głuchy tętent konia odbił się o zapylone szyby gospody. Szybko wyciągnął rękę na znak milczenia i począł pilnie nadsłuchiwać.
Tętent coraz bliżéj dawał się słyszeć, szyby wtórowały mu. Za chwilę można było nawet rozeznać brzęk szabli.
Sprawiło to niemiłe wrażenie na gościu. Spojrzał na karczmarza z wyrazem pewnéj nieśmiałości. Karczmarz zrozumiał to spojrzenie. Z największym pośpiechem chwycił za klamkę do alkierza i stłumionym rzekł głosem:
— Nie ma co czasu tracić — tałałajstwo szybko biega. Za jedno „Zdrowaś“ będą już w izbie. Leżcie pod pierzyną.
Czy to dziwny uśmiech Jagiełły, który tym przyjaznym słowom towarzyszył, czy operacya ucha, która właśnie w tym alkierzu się odbywała, czy wreszcie myśl dyplomatyczna, aby axiomat poznawania podróżnych zachwiać u ojca gospodniego, stało się po-