Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/3

Ta strona została przepisana.
I.

Kraina podkarpacka wyglądała roku 1772 zupełnie inaczéj niżeli dzisiaj. Na stokach pasm górzystych czerniły się wielkie lasy. Doliny falowały kłosami jednej barwy. Pomiędzy drzewa, po nad brzegami potoków wiły się kręte drożyny, przecięte tu i owdzie większą grupą lip starych i budynków. Były to sadyby szlachty. Za niemi rozrzucone po parowach czerniły się strzechy wieśniaków, a po nad wszystkie chaty i pałace górował krzyż kościoła, lub na tle leśnem odbijały się trzy kopułki cerkwi.
Obraz taki kraju miał pod względem artystycznym więcéj malowniczości. Nie było bowiem wówczas owych jednostajnych linij, jakie dzisiaj tworzą gościńce i granice rozdrobnionych majątków. Przemysł lub niedostatek powalił owe stuletnie dęby i sosny i spławił je Sanem i Wisłą do Gdańska. Barwiące swoją jasną zielonością moczary wysuszyła dzisiejsza potrzeba i zamieniła je na nudne, jednostajne zagony. Uprawa roli zyskała wprawdzie na tém, ale ziemia straciła ten urok swojéj udzielności, po który aż do Ameryki i Afryki jeździć muszą turyści angielscy.
W tym roku, w którym zdarzenie niniejsze opowiadamy, można jeszcze było do syta napatrzeć się w podgórzu karpackiem na pierwotne widoki natury. Ludzie nie potrzebowali jeszcze wtedy każdéj piędzi ziemi, bo nie było ani kadastru, ani komisyi serwi-