się z objęcia młodzieńca, wzięła go dziewczyna za rękę i oboje usiedli na ławeczce w altanie.
Teraz dopiero mógł młodzieniec bliżéj przypatrzyć się swojéj kuzynce, któréj kilka lat nie oglądał. Była ona piękną w całém znaczeniu tego słowa. Płeć lśniąca ożywiona była pełném życiem. Twarz podłużna wyrażała jakąś boleść, oczy jasne patrzały w świat z jakiemś tkliwszém, cieplejszém uczuciem. Włos bujny, koloru ciemnego orzecha okręcał kilkakrotnie piękny kształt głowy i spadał w tyle na sposób grecki w dowolnych pierścieniach. Ubrana była w białą „przyjaciółkę“ z cieplejszéj materyi.
— Paulisiu droga, siostro! ozwał się młodzieniec i przysunął się znowu bliżéj do niéj, — nie uwierzysz, jak mi smutno było, żem o was tak długo nic nie słyszał. Toż przybywszy wczoraj w nocy do domu — wybrałem się zaraz tą ścieżką znajomą... wszak nie zapomniałaś jeszcze téj ścieżki Paulisiu?
Paulina nic mu na to nie odpowiedziała. Z rozrzewnieniem w oku patrzała na niego, jakby dawniejszy jego portret, który w duszy przechowała, porównać chciała z dzisiejszym. Oczy jéj suwały się powoli po twarzy młodzieńca, powoli szukały odmian i ubytków w czasie życia obozowego — aż nagle natrafiwszy na rękaw bez ręki, zalały się gorącemi łzami! Dopiero teraz obaczyła to, o czem już z opowiadania wiedziała, a nad czem już nieraz płakała!...
— Mój Boże! krzyknęła i zalała się łzami — mój Boże, to musiałoby być okropnie!
Zrozumiał młodzieniec o co tu chodzi, spojrzał smutno na swój rękaw wiszący i rzekł z wymuszonym uśmiechem:
— Nie tak okropnie, jak się tobie zdaje, kochana siostro. Wy kobiety macie inne serca. Strach was zbiera, gdy patrzycie na kalectwo żołnierza. Zdaje wam się, że ten człowiek stał spokojnie, gdy mu adwersarz rękę odcinał. Wy nie wiecie co to bój. Gdy serce bije dziesięć razy prędzéj niż zwykle, gdy wszystkie żyły pękają od wyprężenia, gdy w głowie szumi jak wicher grudniowy a w uszach huczy jakby sto gromów z nieba biło nieustannie: wtedy, droga siostro, nie czuje człowiek żadnego bólu, jeśli do tego wić jeszcze, że tu nie chodzi o niego jednego, ale o cały naród!... Wtedy, kochana Paulisiu, zapomina człowiek o wszystkiem, co go do życia
Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/46
Ta strona została przepisana.