Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/5

Ta strona została przepisana.

gniatało umysł prostaczków, a w kościołach i cerkwiach modlono się gorąco, aby Bóg od wiernych swoich odwrócił straszliwe karanie!...
A stały się nawet takie rzeczy, o których nawet kalendarz krakowski nic nie wiedział. Oto w sam dzień Przemienienia Pańskiego okazało się na niebie jakby znamię krwawe. Znamię to miało podobieństwo do wielkiéj, z nieba na ziemię spadającéj kropli krwawéj. Po kilku dniach przybladło to światło krwawe i stało się jasne i przejrzyste jako światło komety. I długo i powoli sunęło się po niebie to znamię krwawe.
Różnie ztąd wróżyli ludzie. Jedni mówili, że to zapowiedź wielkiego pomoru, drudzy widzieli w tém wielki głód, który cały kraj miał spustoszyć od morza do morza, a byli nawet i tacy, którzy wierzyli w koniec świata, i przygotowywali się do tego postém i modlitwą.
Po niektórych tylko dworach inaczéj zapatrywano się na to znamię krwawe. Ale i tam nie było jednéj myśli. Jedni zrezygnowali z wszystkiego i bezmyślném okiem patrzyli przed siebie. Drudzy w rozpaczy bili głowami o mur nieprzebity, a inni znowu, naśladując przedsiębiorczego patryarchę Noego, budowali sobie skrzętnie na wypadek zatopu, mocny i trwały korab, w którymby mogli bespiecznie unosić się po falach i bałwanach rozhukanego morza, i przy nowym porządku na ziemi, osiąść bespiecznie na jakim Araracie. Słowem, dla ludzi małego zakątka był to rok dziwnych rzeczy i przypowieści. Ze zmrokiem zamykano się w izbach i tulono się do siebie, jakby każdemu z osobna zagrażał wyszły z lasu wilkołak. Nawet gadki opowiadane dzieciom przy ciepłym kominku miały inną barwę i inne zakończenie. Było w nich coś smutnego i rozrzewniającego jak w przededniu śmierci matki ukochanéj. Zawsze powtarzały się w nich jakieś złe czyny i morderstwa. Zawsze kilku starszych braci nastawało na jednego najmłodszego, którego w końcu gdzieś w dzikim lesie zabijano, zkąd nawet nie mógł się rozejść jęk biednéj męczonéj ofiary!...
A nawet sama natura wtórowała tym gadkom ponurym. Wiatr jęczał kominem tak przeraźliwie i smutno, jak go nigdy jeszcze nie słyszano. Rozbita szyba w oknie brzęczała dziwnym, niepojętym głosem, jakby w tym głosie duchy ojców się odzywały! Wrzecią-