Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/50

Ta strona została przepisana.

przed nim jakiś taniec dziwny, szalony! Wreszcie i grunt skalisty zaczął mu się z pod nóg usuwać, idąca do góry ścieżka zaczęła się zginać i motać, stoletnie drzewa poruszały się jak trzciny w wietrze!...
Nie wiedzieć czy Michał porwany tym ruchem niezwykłym, chciał się od upadku ratować, czy myślał w téj chwili o ratunku Pauliny — dosyć, że lewą ręką objął silnie ramię siostrzyczki i jak mógł najbliżéj przysunął się do jéj serca...
— Mówiłem nieraz do siebie, ozwał się ktoś w téj chwili tuż przy nich — i panu memu mówiłem także, że to będzie ładna para!
Słowa te tak jasno sformułowane, otrzeźwiły szczęśliwych. Paulina, cała zapłoniona, wywinęła się z objęć Michała, który zerwał się na nogi i dziwnie zmieszany spojrzał na starego Grzegorza.
— Wielmożny Pan prosi do siebie, wyrzekł jąkając się stary odźwierny, powiedziałem mu właśnie, że p. Michał przybył.
Michał spojrzał przed siebie. Rzecz dziwna. Altana, ogródek, dolina, drzewa, wszystko to stało spokojnie.
Wszystko wyglądało jak dawniéj, tylko twarz Pauliny rumieła się żywiéj, tylko jéj oczy błyszczały jaśniejszym, piękniejszym blaskiem!...
W milczeniu weszli oboje na ścieżkę. Zwolna postępował za nimi stary Grzegórz, potrząsając głową i mówiąc coś półgłosem do siebie, przyczém uśmiechał się z widoczném zadowoleniem!



Dworek, do którego teraz się zbliżali, należał do owych biednych dworków szlacheckich w owym czasie, których wzory możemy dzisiaj znaleźć w tak zwanych budynkach folwarcznych. Był to duży dom, najczęściéj pod strzechą, z małym, w środku wystającym ganeczkiem. Wewnątrz było mnóstwo przepierzeń, jakichś sionek i przedsionków. Zdaje się, że budowniczy budując taki dworek, nic miał przy zakładaniu węgłów żadnego wprzód obmyślonego planu. Najprzód chodziło mu prawdopodobnie o zajęcie jak największego obszaru, a co się wewnątrz zrobi, to zależało od dalszych narad z właścicielem, jego małżonką i sąsiadami.
To téż w dworku takim widzimy mnóstwo sztukowań i po-