Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/57

Ta strona została przepisana.

zwyczajnego. Wiedziano, w jaki sposób tracą się te członki. Ale kalectwa te przypominały wielką sprawę, która z poza nich jakby stos ofiarny wystawała, wołając wielkim głosem: ofiar! ofiar!
A sprawa ta wielka, sprawa życia lub śmierci narodu stała nie najlepiéj. To téż nie rozpoczynał stary Poraj rozmowy z Michałem o jego ręce odciętéj ani o bólu, jaki przy operacyi prawdopodobnie wycierpieć musiał, nie pytał go gdzie i przez kogo tę rękę utracił, co się z nim potém działo i t. p... Poraj pominął to wszystko, bo w obec myśli bolesnéj, która go w téj chwili przygniatała, wszystko wydało mu się nowe i błahe! Rzekł więc zaraz na wstępie do Michała:
— Wiem od pana Bartłomieja co się z tobą działo, wiem żeś z nad Wisły, gdzieś się liczył z tego cięcia, przybył wczoraj do matki i zapewne wiesz także od Paulisi, co się stało z Lanckoroną...
Michał spojrzał na mówiącego, jakby o niczém nie wiedział.
— Jakto, ozwał się żywo Poraj, Grzegorz mówił mi, że już od godziny jesteś w ogródku i rozmawiałeś z Paulisią.
Michał zarumienił się, spojrzał na Paulisię, któréj twarz także więcéj ożywiła się, i nie wiedział co odpowiedzieć.
— Jakto, toście godzinę całą rozmawiali o niczém? powtórzył zapytanie Poraj.
— O rozmawiali i jeszcze jak rozmawiali! ozwał się głos z alkierza, widziałem wielmożny panie, widziałem na własne oczy.
Stary odźwierny chciał prawdopodobnie pomódz tym spososobem zakłopotanemu Michałowi. Naturalnie, że to powiększyło jeszcze kłopot jednego i drugiego. Poraj spojrzał na jedno i na drugie, uśmiechnął się i zdawało się, że sobie coś przyjemngo pomyślał. Ale myśl pierwsza wyrugowała zapewne drugą przyjemniejszą, bo marszcząc brwi zapytał znowu:
— Czy to być może, żeby mówiąc z sobą całą godzinę nie wspomnąć ani słówkiem o Lanckoronie! I to czyni Paulina Porajówna! O czemże tam do kata było gadać przez całą godzinę!
Żal było staremu odźwiernemu że Michaś i panienka w takiéj są tarapacie. Wyszedł z alkierza, przystąpił do Poraja a kłaniając mu się nisko do kolan, rzekł do niego:
— Niech tam wielmożny pan bardzo się nie gniewa za to.