Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/59

Ta strona została przepisana.

chałowi wyjść z nie małego kłopotu. Wychodząc do sieni rzekł półgłosem do siebie:
— Tak to młodym ludziom nie staje języka w gębie, jeżeli im starszy człowiek nie dopomoże. Gruchali przed chwilą jak gołąbki czule ku sobie, a gdybym nie był ich z tarapaty wyprowadził, nie wiem jakby byli sobie poradzili, ależ to za to upiję się na weselisku za cztery dziewki! A nawet polskiego z Małgorzatą pójdę, bo przytém można nogami suwać!...
Gdy stary odźwierny do swojéj służby odchodził i z widoczną przyjemnością o przyszłém weselisku marzył, zasiadł stary Poraj w dużém krześle i skinął na Paulinę i Michała, aby to samo uczynili na ławie.
Kilka chwil patrzał na oboje w milczeniu, a przyjemny śmiech przebiegał po jego twarzy. Ale wnet zachmurzyło się jego czoło. Liczne fałdy poorały twarz jego w różnych kierunkach. Posmutniał widocznie i rzekł:
— Godzien jesteś Michale, abym z tobą jak z równym rozmawiał. Dowiodłeś, żeś dojrzał i głową i sercem. Uczyniłeś zadość obowiązkom, jakie dzisiaj na każdego szlachcica wkłada Rzeczpospolita. Więc podaj mi naprzód tę jedną pozostałą ci rękę, niech ją uścisnę tą samą prawicą, którą nieraz ściskał Puławski!
Michał z rozrzewnieniem podał mu lewą rękę, a Paulisia sięgnęła do oczu, jakby je otrzeć chciała. Spostrzegł to ojciec, wziął córkę drugą ręką za dłoń, przysunął bliżéj do siebie i rzekł:
Czy ci żal Paulisiu jednéj ręki Michasia? Pomnij córko, że każdy szlachcic winien dzisiaj oddać rękę swoją owéj bogdance, jaką mu Bóg przy urodzeniu przeznaczył, to jest: Rzeczypospolitéj! Michaś nie siedziałby dzisiaj przy tobie w altanie i nie rozmawiałby przez całą godzinę o rzeczach, których nie pamiętacie! Teraz oddawszy swój dług Rzeczypospolitéj może z czystém sumieniem przypatrywać się górskiemu naszemu potokowi, ścieżce ponadbrzeżnéj, kwiatkom doliny i słuchać śpiewu leśnych ptasząt!... a wszystko to i ty lubisz Paulisiu, nieprawdaż?...
Rzekłszy to, pogłaskał ją po twarzy. Dwie duże łzy okazały się w jego oczach, ale cofnął je napowrót.
— A więc teraz zostawmy te tkliwe sentymenta na później. Sprawa publiczna przedewszystkiém. Wiesz więc co się stało?...