Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/69

Ta strona została przepisana.

jego. Nie mógł pojąć ani tego sobie przebaczyć, jakim sposobem mógł tak długo w taki zgryźliwy sposób rozmawiać z Paulisią?... Nie mógł poznać własnego serca swego, które przecież tak gorąco Paulisię kochało? Czyż on koniecznie dzisiaj łez potrzebował? Czyż dopiero łzy Paulisi miały mu być świadkiem tego, co tam w téj duszy jest dla niego?...
Dosyć, że przysiągł nałożyć sobie karę za takie umartwienie biednéj dziewczyny. Przysiągł, że nigdy żadném słówkiem nie zadraśnie téj pięknéj duszy!...
Pochwycił Paulinę za rękę i okrył ją gorącemi pocałunkami. Paulina nie cofnęła ręki swojéj, a gdy na niéj coraz gorętsze czuła pocałunki, obróciła twarz swoją do niego i przytknęła usta wraz z swemi łzani do jego czoła.
Ale w téj chwili — daleko — w dolinie coś zamajaczyło. Niezwykłą ten widok zwrócił jéj uwagę.
— Patrz! rzekła szybko do Michała, patrz — tam, za potokiem, na téj drożynie!
Michał spojrzał w tę stronę, wystraszony nagle słowami i gestem Pauliny. Obawiał się ujrzyć tam coś nadzwyczajnego, coby mu znowu jego niebo zachmurzyć mogło. Ale tam nie było nic nadzwyczajnego.
Daleką drożyną ponad samą ścianą skalistéj góry jechał mały, górski wózek. Na wózku siedziało dwóch podróżnych, coś z myśliwska ubranych, i zdawało się, że się przypatrują pięknéj okolicy. Wózek bowiem jechał zwolna, a jeden z podróżnych wskazywał w stronę, gdzie stał dworek górski.
Ponad brzegiem potoku rozłożyła się właśnie szatra cyganów. Czarne, na pół nagie postacie uwijały się wkoło ogniska, nad którém na dwóch kijach zawieszony czerniał kociołek. Gęste kłęby dymu buchały z ogniska i przedstawiały dziki malowniczy obraz. A wszystko to odbijało się na tle skalistéj, tu i owdzie szerokiemi krzakami obrosłéj ściany karpackiéj.
Gdy wózek do szatry się zbliżył, obskoczyła go czereda czarnych postaci. Zrazu zacinał woźnica raźno konie, aby czemprędzéj wydostać się z tego tłumu dzikiego plemienia. Ale po niejakim czasie jeden z podróżnych dał znak woźnicy, aby konie powstrzymał, i zaczął z ciekawością przyglądać się całéj hałastrze. Dzieci wy-