jewody Krakowskiego. Skłonność do trunku odpędziła go od rądli i rożynka i postawiła za szynkfasem. Zrazu, gdy był w służbie w gospodzie, oddawał się namiętnie trunkowi, potem jednak przepiwszy się, odrzuciło go coś od kufla i zakastowało do przyszłego jego zawodu. Dzisiaj, na swojóm gospodarstwie, jest on człowiekiem zawsze trzeźwym. Zawód jednak nowy odebrał mu dawną jego dobroduszność. Ocierając się o świat tak rozmaity, przyszedł do przekonania, że najlepiéj i najwygodniéj jest, zastósować się do wszystkiego, co go napotkać może, bo takim ludziom zazwyczaj dobrze się powodzi i długo żyją na ziemi.
Do tego jeszcze, jakby na urągowisko całéj historyi naszéj, nazywał się ów zacny mąż „Jagiełło“ i był kiedyś „glebae adscriptus“ w jednym z folwarków Wojewody. Szlachta jednak okoliczna, mając wielką estymę dla pogromcy Krzyżaków, odebrała szynkarzowi przypadkowe nazwisko jego, a natomiast nazwała go nazwiskiem innego niemniéj królewskiego rodu, który jednak w dziejach niższe od Jagiełły zajął stanowisko. Szynkarza z gospody siedmiu złodziei nazwano Popielem i nazwisko to rozeszło się po całéj okolicy. Szynkarz jak wszelką niesprawiedliwość, tak i tę krzywdę przyjął z uśmiechem i pogodził się z nowym swoim losem. Została mu tylko ta pociecha, że najbliżsi jego przyjaciele nazywali go jak dawniéj „Mateuszem“.
Dzień dzisiejszy miał mu jednak żywo przypomnieć krzywdę wyrządzoną od szlachty. W tym bowiem dniu już od samego świtu zjeżdżali się różni ludzie o dużych wąsach i czerwonych czapkach na głowie. Jedni byli milczący i smutno siedzieli na ławie szynkownéj. Drudzy za to, napiwszy się miodku i gorzałki, inuskali po jego tłustéj, czerwonéj twarzy i wymyślali na niego najrozmaitsze facecyjki. Jeden pytał go, czy przypomina sobie jak królował na Gople, drugi mówił coś o złych myszach, które go na śmierć nie zagryzły, a gdy dotknięty temi przymówkami do żywego, szynkarz z całą szlachetnością się oburzył i pierwotne swoje nazwisko zawindykował, powstał taki śmiech i taka wrzawa napełniła całą izbę, że nawet i ci. którzy smutni i zamyśleni siedzieli po kątach, zaczęli się śmiać na całe gardło. A im większy był śmiech i większa wrzawa. tém zapalczywiéj bronił szynkarz swego rodu.
Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/7
Ta strona została przepisana.