Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/8

Ta strona została przepisana.

I była to jakby wyjątkowa chwila w dziejach téj gospody. Kilku z młodszych gości kazało dać miodu, i pito z całą ówczesną formalnością zdrowie rehabilitowanego potomka rodziny królewskiéj. I śmiech i wesołość trwała już czas niejaki, gdy nagle odwróciła się karta.
Odwrócony od wszystkich, patrząc przez zapylone szyby gospody, siedział tam gość o szerokich barkach, który dotąd w całym tym śmiechu i wrzawie nie brał żadnego udziału. Teraz zaś powstawszy, podkręcił wąsy i odkrząknął głośno. Krząknięcie to snać znali dobrze wszyscy podróżni, bo jakby na komendę uciszyli się natychmiast, a wszystkich oczy zwróciły się do nieznajomego. Nawet sam Mateusz Popiel zaprzestał swojéj repliki, a godząc się z losem, wytrzeszczył na niego siwe, karczmarską przebiegłością nieco połyskujące oczy. Nastała cisza jak w grobie.
Ten, na którego wszystkich oczy teraz patrzały, był to mężczyzna średniego wzrostu, głowy dużéj, łyséj, sporo bliznami okrytéj. Mógł liczyć lat sześćdziesiąt, chociaż twarz jego była wzdłuż i wpoprzek poorana tak licznemi fałdami, jakby na karku miał już ośmdziesiąt. Ubrany był w krótki kontusz kawowego koloru, a po wierzchu miał przepasaną krótką szablę turecką. Na jego rękach widać było trudy i znoje obozowe. Włos już był sporo przyprószony siwizną, brwi jednak i wąsy zachowały jeszcze czarną, szklniącą barwę. Największą jednak ozdobą téj pięknéj, marsowatéj postaci było duże, jasno błyszczące oko. Jakiś dziwny płomień gorzał w tém przejrzystém zwierciedle duszy. Zdawało się raz, że to oko zwykłego marzyciela, osłonione mgłą wilgotną. Wnet jednak trysnęły z niego promienie, świadczące o jakichś wielkich podniosłych myślach. A wpatrzywszy się w nie bliżéj, widziałeś tam boleść wielką, boleść bez granic i nadziei, jak boleść potępienia w piekle. Były nawet chwile że wzrok ten, przy świetle ukośném okazywał człowieka odchodzącego od zmysłów.
Wszystkie te wyrazy następywały szybko, jeden po drugim. A był w nich jakiś dziwny urok dla wszystkich obecnych, bo wszyscy nagle uciszyli się i widocznie poddali się na chwilę téj silnéj i energicznéj duszy.
— Mości panowie i bracia! ozwał się gość od okna, od godziny słyszę śmiech i wesołość. Dobryć to znak, gdy w niedoli