życiem wyniszczonéj twarzy Starościca, chociaż mógł je dłużéj przytrzymać wykwintny jego ubiór. Był on ubrany z francuzka. Frak aksamitny niebieskiego koloru nęcił mimowoli oko do siebie. Prócz tego szpada ze złotą rękojeścią i trzewiki ze srebrnemi klamrami uderzały także niepospolicie. Włosy miał naturalne, tylko sztuką fryzyera w duże pukle skręcone. Twarz blada i zmięta, nie miała żadnego lepszego wyrazu.
Instynktem kobiecym odgadła Paulina, że ta figura nie może tu mieć pierwszéj roli. Toż oko jéj szybko przesunęło się po aksamitach i poszło do jego sąsiada. Sąsiad Starościca wyglądał rzeczywiście za pierwszego w tém ugrupowaniu bohatera. Twarz jego była mocno ożywiona, oczy błyszczały ogniem wyzywającym. Była to postawa człowieka, który coś przedsiębierze.
Paulina także musiała w téj chwili wytrzymać przegląd podwójny. Starościc i Salezy wlepili w nią oczy, mustrując ją od stóp do głowy. Nawet zagasłe oko Starościca zatlało jaśniéj, zwiędła jego twarz wygładziła i wypełniła się na chwilę.
Paulina w saméj rzeczy wyglądała cudownie. Wzrost słuszny, kibić gibka, pełne lekko falujące ramiona, twarz pełna wyrazu, oczy jasne, marzące, bajecznie małych rozmiarów rączka, wszystko to sprawiło na bywalcach światowych wielkie wrażenie. Ubrana była Paulina w suknie jasno orzechowego koloru, a na ramionach zarzuconą miała „przyjaciółkę“ z materyi ciemnoczerwonéj, wyłożoną białém futrem.
W takiém ubraniu, na tle ciemnych drzwi alkowy, nagle jakąś niewidomą przyczyną w ruchu zatrzymana, wyglądała Paulina jak bohaterka jakiegoś wielkiego dramatu. Przed nią ojciec z rękami rozkrzyżowanemi, z twarzą w niebo zwróconą!
Wielkie wrażenia nie trwają długo. Rozradzają się one na mniejsze, jak się rozradza pień drzewa w gałęzie. Zawsze jednak noszą one zaród pierwszego pnia i wszystkim owocom swoim nadają, smak jemu przyrodzony.
Takisam proces odbył się w sercach obu gości. Pierwsze, wielkie wrażenie przeminęło, została jednak właściwość jego, która wsiąkła we wszelkie następne chwile. Było dla nich zawsze roskoszą patrzeć na tę postać królewską, i urok jéj pierwszy rozbierać aż do najmniejszych atomów.
Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/83
Ta strona została przepisana.