Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/84

Ta strona została przepisana.

— Co wniéj takie wrażenie sprawia? pytał się w myśli Starościc — czy ta suknia jasno-orzechowego koloru, czy ta zarzutka białém futrem bramowana, czy wreszcie ten umiejętnie z całą sztuką fryzyerską związany węzeł włosów na głowie?...
— Gdzież mieści się ta magiczna siła tego nadzwyczajnego uroku? myślał sobie Salezy. — Czy to oko wilgotne, podłużnie skrojone, na wpół ciemną rzęsa nakryte?... Czy te usta wąskie a okrągłe jak pączek róży, koło których lata ustawicznie jakiś cień smutku i jakaś boleść marzeń niedostąpionych?... Czy ta kibić wątła i gibka jak trzcina w wietrze, która jak groch cukrowy owinąć się może w około podanéj gałązki?... Czy wreszcie te pełne, falujące ramiona pociągają mimowoli do siebie!...
Dziwna rzecz, że obaj szukali tego uroku w zewnętrznéj postaci kobiety, podczas gdy konfederat bez ręki, chociaż cały temu urokowi ulegał, nie przypisywał tego pojedyńczo ani oczom, ani ustom, ani szatom Pauliny. On wiedział tylko, że zpoza tych kształtów zewnętrznych wyglądała piękna dusza, która go mimowoli przyciągała ku sobie!
Kiedy obaj przyjaciele w różnych myślach i marzeniach tonęli, pierwsza Paulina odzyskała przytomność. Postąpiła krok naprzód, sprawiając suknią dosyć głośny szelest dla zwrócenia uwagi ojca na siebie. Poraj opuścił ręce i rzekł:
— Oto, co po Bogu i Rzeczypospolitéj sercu memu najdroższego! Córka moja jedynaczka! Biedne dziecię, dla mnie jest córką, a dla innych musi być matką!... A tu, moja Paulisiu JMPan Starościc i zacny przyjaciel jego z Warszawy, pan Salezy.
— Dawniéj byłem znanym pani, odparł według ówczesnych sentymentów Starościc, ale z dziecięcemi laty uleciała i pamięć tych lat uroczych, w których dusza jak wesoły baranek buja swobodnie po łąkach majem i zielenią ubarwionych... Mój przyjaciel p. Salezy, także powinien się już liczyć do grona owych szczęśliwych śmiertelnych, na których raczył spocząć jasny promień tego modrego oka!...
Paulina zarumieniła się. Przypomniała bowiem sobie w tej chwili, że przed dwoma miesiącami w Krośnie, gdzie z ciotką swoją na jarmarku gościła, jakiś nieznajomy mężczyzna chodził uporczywie za nią, dokąd tylko kroki swoje skierowała. Przypomniała so-