Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/88

Ta strona została przepisana.

Po chwili przybrała jéj twarz wyraz smutny, a oczy jéj ożywiły się. Z głębokiém westchnieniem rzekła:
— I pocóż on szedł za nią ten biedny myśliwy?
— To są tajemnice, odparł poważnie Salezy, o których rozwiązanie silimy się daremnie! Wszak i poeci najpiękniejsze uczucia życia nazywają „męką“ i tem tylko nas pocieszają, że nazywają ją „roskoszą”!... Miłość to u nich „roskoszna męka“!... Jest więc boleść, jest coś, co nas dolega, ale iść za tém trzeba, bo ta boleść jest — roskoszą!... Poeta mówi:

„Twoje zraniły mnie wdzięki,
Dafne, znaj litość nademną!
Trapią mnie rozkoszne męki,
A nie wiem, czyś mi wzajemną?...“

Wziął daléj słowo Starościc, a, uśmiechając się zalotnie do zadumanéj Pauliny, deklamował:

„I wszyscy twoi najszczersi,
Nieczułym nazwą cię głazem —
Gdy Filon w zranione piersi
Zimnym uderzy żelazem!...

Zdaje się, że obaj przyjaciele umówili się do serduszka Pauliny uderzać całemi zwrotkami poezyi. Zaledwie bowiem ostatnie słowo Starościc wypowiedział, zaczął znowu Salezy, patrząc z zajęciem na Paulinę:

— „Zawsze za tobą zwracam me oczy,
Przy tobiem zawsze i wszędzie!...
I nie wiem, czy to woń twych warkoczy,
Czy piersi nęcą łabędzie!...

Paulina słuchała w roztargnieniu tych deklamacyj. Głowę miała ręką podpartą, a oczy na dół spuszczone. Prawdopodobnie nie słyszała wszystkich tych erotycznych wierszy, bo pierwsza zwrotka poruszyła już jéj młodą wyobraźnię i zabrała ją z sobą gdzieś w krai-