rościc w pół go objął i w ramiona ucałował. To samo uczynił Salezy, a Poraj miał tylko tyle czasu, aby odjeżdżających prosić, by o ubogim dworku jego niezapominali.
Po wyjeździe gości posmutniało coś w górskim dworku. Żywszy ruch ustał, sługi popowracały do zwykłych zatrudnień. Po głośniejszéj krzątaninie nastała cisza, i to jeszcze jakaś dziwna cisza. Takiéj ciszy nie było jeszcze w domu Poraja!...
W dużéj komnacie byli oboje, ojciec i córka. Poraj w milczeniu chodził po komnacie. Czoło jego było pofałdowane. Zdawało się, że go coś mocno zajmowało. Twarz jego zmieniała często wyraz stosownie do tego, jak myśl jego dojrzewała, lub na nieprzebyte przeszkody trafiała. Od czasu do czasu patrzał na Paulinę.
Paulina stała pod oknem i milczała także. Trzymała w ręku żółtą astrę, którą przed chwilą w ogródku zerwała, i obrywała jéj listki ale bez żadnéj myśli. W głowie jéj roiło się coś tłumnie i widać było wyraźnie, że nie mogła tego wszystkiego jeszcze uporządkować. Wyglądało to na motek jakichś prześlicznych wstążek, który jéj ktoś w darze rzucił, ale wstążki te były tak pomotane, że nie można było wiedzieć gdzie koniec a gdzie początek. Zdawało się jéj znowu, że obdarzono ją przecudnym bukietem najpiękniejszych kwiatów, ale barwy tych kwiatów były tak razem połączone, że nie mogła ich porozrywać. Tworzyły one piękną wiązkę, ale z osobna nie mogła żadnego kwiatka wydostać, aby mu dać właściwe jego nazwisko.
Biedna dziewczyna była nieruchoma jak posąg. Czasami tylko spojrzała na ojca i z jego twarzy chciała coś wyczytać, albo z ust jego coś usłyszeć — ale twarz jego była trudna do odczytania, a usta jego milczały uporczywie.
O czém myślał stary Poraj, trudno zaprawdę odgadnąć. Widać jednak było w końcu, że myśli jego zaczynają mu jakąś boleść sprawiać. Widać było walkę, którą wewnątrz odbywał. A walka ta zwiększała się zawsze, gdy do Pauliny się zbliżał. Wtedy ruszał głową na znak, że myśli téj usłuchać nie może. Odchodząc zaś od Pauliny ku kominkowi, z wewnętrzném zadowoleniém użyczał ucha téj myśli ukrytéj i uśmiechał się do niéj jak do zakazanego grzechu.
Może być, że sympatyą duszy odgadywała Paulina myśli ojca
Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/93
Ta strona została przepisana.