Strona:Zachariasiewicz - Marek Poraj.djvu/94

Ta strona została przepisana.

swego. Uśmiech jego, gdy od niéj się oddalał, smucił ją widocznie. Zaprzeczenie zaś téj myśli ruchem głowy, gdy się do niéj zbliżał, czyniło ulgę jéj sercu.
Niema ta scena między ojcem a córka, przeciągała się dosyć długo. Zdaje się, że żadne z nich nie chciało pierwszego słowa wypowiedzieć. Jakiś strach ogarniał oboje od tego słowa.
Wreszcie stanął Poraj przed biórkiem, przeciągnął rękę po twarzy i westchnął głęboko. Paulina westchnęła także, chociaż nie umiała sobie zdać sprawy, co właściwie wywołało to przeciągłe westchnienie.
— Dzień dzisiejszy, moje dziecię, ozwał się Poraj, wydaje mi się niezwykłym, choć to nie ma w tém nic niezwykłego, że goście raczyli w tym dniu dom mój nawiedzić! A nawet i splendor nie tak wielki, że Starościc w progi moje zawitał. Bywali u mnie i dostojnicy... a nawet X. biskup kamieniecki... Ale przecież dzisiejsze odwiedziny czynią na mnie dziwną impresyą!
— Jakaż to nadzwyczajna może być impresya, rzekła Paulina nie odwracając oczu od astry — cóż w tém może być dziwnego, że Starościc, który prawdopodobnie coś o sprawie chciał się dowiedzieć, przyjechał do nas, znudziwszy się na swoim futorze jednostajnym gór widokiem. Wszak nawet, jak sądzę, niema tam wygodnego mieszkania dla siebie. Jest to więcéj stacya na łowy. Po zabawach Warszawy zapewnie nudziło się obom przyjacielom i ułożyli odwiedziny!
Poraj przystąpił kilka kroków bliżéj do córki, zajrzał jéj badawczo w oczy i zapytał:
— Czy tak sądzisz moje dziecię?
Paulina milczała chwilę. Uczuła bowiem, że gość nieproszony na jéj twarz zawitał. Lekki rumieniec okrasił jéj lica.
— Zdaje mi się, że inaczéj sądzić nie mogę!
Poraj stał długi czas przed nią. Z twarzy jego nie można było zgadnąć, czy go cieszy ten rumieniec, czy smuci. Pewna jednak, że rumieniec ten wzbudził w jego duszy jakieś myśli, którym musiał nieco uwagi poświęcić.
Odstąpił więc od Pauliny i zaczął się znowu po komnacie przechadzać. Od czasu do czasu uśmiechał się do siebie. W końcu jednak posmutniał, stanął na środku komnaty i rzekł: