stunka, czyżby mnie kto inny tak obchodził, żebym dała dziesięć groszy i chustkę turecką?
Dziwny wyraz przebiegł w téj chwili po twarzy Poraja. Spojrzał na córkę pełném okiem jakby tam chciał koniecznie coś wyczytać. Wytężone zmarszczki okazywały niecierpliwe oczekiwanie.
— O kimże myślisz w téj chwili, zapytał z uśmiechem, czy o królu, czy o jakim dygnitarzu?...
— O Michale, kochany ojcuniu — odpowiedziała Paulina i rzuciła się na piersi ojca.
Poraj przycisnął córkę do serca i chwilę trwało milczenie. Podczas tego, słychać było przytłumione łkanie Pauliny.
— I za to słowo, dziękuję ci dziécię moje, rzekł Poraj całując córkę w głowę.
Nastąpiło milczenie. W głębi stała Małgorzata i olbrzymim kornetem ruszała to w tę, to w ową stronę na znak swego niezadowolenia.
Od tego dnia zniknął spokój z domu Poraja. Trudno wiedzieć, czy przyczyną tego były odwiedziny Starościca i jego towarzysza, czy dziwna wróżba staréj cyganki. Zdaje się, że może jedno i drugie.
Na pozór było tam aż nadto wiele spokoju. Można powiedzieć, że była nawet cisza grobowa. Ale w téj ciszy było coś nieznośnego, coś, co wskazywało na powszechne całego domu rozstrojenie. Każdemu jakoś było pełno w duszy, nosił się z tém jakby z ciężarem jakim, a jednak krył się przed drugim, aby tego nikomu nie udzielić. Jeden omijał drugiego, a wszyscy milczeli.
Najprzód stary Poraj długo w noc tego samego dnia chodził po komnacie i do biórka wcale się nie zbliżał. Manuskrypt „o naprawie Rzeczypospolitéj“ leżał przerwany w tém samém miejscu, w którém weszli goście do jego dworku. Zdaje się, że wcale czém inném był zajęty. Często wzdychał i chcąc się otrzeźwić, ręką po twarzy przesuwał.
Paulina odeszła do swojéj komórki powiedziawszy ojcu dobranoc, a stary Grzegórz długo w nocy widział światło w jéj okienku. Kilka razy zeszedł nawet z celi swojéj i cicho przesunął się poprzed okno, aby obaczyć, co się tam z panną dzieje, bo jakiś niepokój wewnętrzny nie dał mu oczu zmróżyć. Dostał on wprawdzie