Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/10

Ta strona została przepisana.

przedmiot. Oto wlany w próżną przestrzeń gips stężał i okazał dwie przypysznie wyrzeźbione postacie, które śmierci szukały we wzajemnym uścisku!...
Czyż to były wyśnione kreacye tragicznego poety który zaraz tam za tym murem mieszkał?
Niestety, to byli ludzie żyjący! Białą płachtą popiołu zawisła śmierć nad nimi. Przed tą grożącą płachtą szukali i znaleźli siebie, aby umrzeć razem w jednym uścisku!
Tam również próżna przestrzeń oddała pomierzony przed wiekami obraz boleści macierzyńskiej. Matka, powalona na ziemię wyciąga śród ciemności ręce, jakby dziecka szukała, którego skielet odbił się w popiele kilka kroków od niej. Ściągnięte muskuły twarzy wyrażają najwyższą boleść. Nie jest to boleść fizyczna, to boleść duszy, która przygasłemi oczyma szuka dziecięcia!...
I tysiączne inne rzeczy wychodzą powoli na jaw i drobną mozaiką urabiają obraz wielkiej katastrofy, którą zaledwie w ogólnych rysach odmalował nam widz, stojący na okręcie zdala.
Czyż wielka katastrofa rozbioru Rzeczypospolitej Polskiej miałaby być pozbawioną podobnych, na pozór drobnych szczegółów, które jedna, razem wzięte, stanowią fizyognomię społeczeństwa? Czyż zapadająca do grobu potęga narodu nie wycisnęła nigdzie bolejącej twarzy swojej o pokurczonych z rozpaczy muskułach? Czyż w masie społeczeństwa