Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/100

Ta strona została przepisana.

twarz i szparko pomiędzy osnowę zaczęła przerzucać iglicę.
Tymczasem Krystyna zwalniała kroku, jakby się coraz więcej uspokajała. Wreszcie usiadła na krześle z twarzą już spokojną. Dziwnie jednak wyglądała ta twarz spokojna. Napozór nie było na tej twarzy żadnego pragnienia, żadnych nadziei i żadnych cierpień. Z taką twarzą zazwyczaj zasiadają wytrawni gracze do gry hazardowej, ale z taką też twarzą kładą człowieka do trumny i przybijają wieko nad nim!... Któraż z tych twarzy była podobniejszą do twarzy Krystyny?
Sytuacya obecna Krystyny mogłaby upoważniać do mniemania, że pierwsze przyrównanie było dla niej stosowniejsze. Na wielkim świecie, otoczona powszechną adoracyą, prześladowana zewsząd afektami wielbicieli, którzy wszystko u jej nóg składali, mogła rzeczywiście być podobną do gracza, który gra wysoko z niemałym hazardem. Aby wiele wygrać, trzeba wiele postawić. Czyż to niemały hazard tak wysoka stawka? Czyż gra podobna, przez dłuższy czas praktykowana, nie oblecze twarzy tym pergaminowym spokojem, jaki widzimy u graczy wytrawnych?
Trudniej daleko byłoby wykazać, że ta twarz dlatego takim spokojem świeci, iż dla niej już wszystko na tym świecie umarło. Sprzeciwia się takiemu siejsza, która przed nią otwiera wszystkie podwoje,