Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/103

Ta strona została przepisana.

która wtedy zaledwie rozpoczęła szesnastą wiosnę.
— Krzysiu! — rzekł do niej — oto jest mój przyjaciel, towarzysz mojej młodości. Z dobrego gniazda i wysokiej cnoty człowiek. Wie on, co złe i co dobre, potrafi cię poprowadzić dobremi drogami życia, a złe nauczy cię omijać. Ten będzie twoim dozgonnym towarzyszem, będzie cię miłował, jak dotąd miłował wszystko, co było dobre i prawe!
Szesnastoletnia Krzysia spojrzała na swego przyszłego towarzysza, a jasna łza zakręciła się w jej oku. Wiedziała ona, że samą kobiecie żyć nie można, ale gdy o przyszłym swoim towarzyszu kiedy pomyślała, to wyglądał on jakoś zawsze inaczej. Ale czwarte przykazanie kazało słuchać dzieciom ojca i matkę. Matki już nie miała, potrzeba więc było poddać się woli rodzica. Tylko dwie jasne łzy wyszły do oczu, aby zaprotestować przeciw takiemu wyrokowi, ale usta nie wyrzekły ani słowa. Ucałowała rękę ojca na znak, że się z jego wolą zgadza.
Ojciec jednak dojrzał i zrozumiał ten jasny protest serca kobiecego. Zasmucił się i rzekł do córki:
— Nie chcę zadawać gwałtu twemu sercu, ale mniemam, że sama pojmiesz szczęście swoje. Najwyższą cnotą dla nas powinno być miłować Ojczyznę naszą i jej dobro nadewszystko przekładać. Towarzysz mój dał tego dowody, stając obok mnie w szeregach, które broniły praw króla Leszczyńskiego przeciw intruzom cudzoziemskim. Żeśmy dobrej