Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/12

Ta strona została przepisana.

Było to w owym czasie, w który do stolicy Rzeczypospolitej niepewne nadeszły wieści o pierwszych zaborach ziem polskich. Były to wieści niepewne, bo jedni wprost nie wierzyli, drudzy nie chcieli wierzyć.
A dziwnie śród tych wieści wyglądała wówczas Warszawa! Któżby na jej obliczu szukał potwierdzenia tych wieści hiobowych? Któżby odkrył tam choć jeden zmarszczek smutku, obaczył jeden włos biały?
Białych włosów było wprawdzie wiele, ale te bieliły się tylko od pudru, w kunsztowne ułożone loki! Zmarszczek na twarzach nie było, bo te pokryła mączka z blejwasu, okrasił róż paryski! Nawet postać ludzka wykoszlawiła się przesadnie pojętym strojem cudzoziemskim i z poważnych ulic Warszawy zrobiła nieustające corso upajającej maskarady! Zwyczaje i obyczaje wszystkich narodów ziemi były tam reprezentowane, tylko brak było — Polski!... Tak jest, Polski nie było, bo ta gotowała się już do grobu!
Wprawdzie tu i owdzie, jak cień nocny, przesunął się kontusz, tam mignęła czerwona konfederatka, tu majaczył, jakby widmo, czarny falendysz, zdążający na Rynek starego miasta — ale to wszystko należało albo do gminu Rzeczypospolitej, albo przybyło gdzieś od borów litewskich bądź za interesem, bądź