Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/121

Ta strona została przepisana.

wadzia ją do mnie, aby mogła być blizko wojewodzica. Widząc, że wojewodzic na wspomnienie o tobie zamyślił się, wypytywała się z szatańską złośliwością, czy mocno jesteś chora i czy choroba twoja może być wkrótce uleczoną?
— Biedna Atalia! Zaczynam jej sprzyjać. Tylko serce draśnięte może być tak... złośliwe!
— Mówię ci, zwyciężyłaś twoją — nieobecnością! Nawet wojewoda okazał wielką sympatyę dla ciebie, gdym mu powiedziała, że musiałaś w domu zostać. Wypytywał się szczegółowo o wszystko. Ubolewał, że zaproszeniem naszem osamotnił cię na cały wieczór. I kilka razy wracał w rozmowie do ciebie.
— Czy mi nie kazał nic powiedzieć? Zwykle ma zawsze dla mnie bardzo wiele słów pochlebnych!
— Na godzinę przed końcem wieczora odszedł do swego gabinetu i już go więcej nie widziałam. Mówili, że jakaś ważna wiadomość z kancelaryi królewskiej nadeszła... Jutro będą wszyscy u kasztelanowej. Kasztelanowa zapraszała nas uprzejmie. Spodziewam się, że jutrzejszy wieczór wynagrodzi ci dzisiejsze nudy.
— Być może, że jutrzejszy dzień wynagrodzi mi wiele! — wyszepnęła z cicha Krystyna i przesunęła ręką po czole, jakby się lękałał stracić przytomność.
Starościna powiedziała jej dobranoc i wyszła do swoich apartamentów.