Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/123

Ta strona została przepisana.

Pan Janusz Korwin nie mógł także dzisiaj zasnąć. Starościna zwróciła wczoraj jego uwagę na rzeczy, których dotąd nie widział. Zdawało mu się pierwej, że zamysłom jego nic w drodze stanąć nie może. W każdym względzie miał o sobie jak najlepsze wyobrażenie. Wysoko cenił ród swój, fortunę miał znaczną, a co do urody, często mu mówiono. że jest podobny do króla Stanisława Augusta.
Przy tak szczęśliwej potrójnie konstelacyi, był siebie pewny i szedłby z Panem Bogiem o zakład, że wszystkiego dopnie. Plan zaślubienia kasztelanki Atalii był nadzwyczaj trzeźwo obmyślony i nic mu na przeszkodzie stać nie mogło. Byli oboje mniej więcej równi sobie. Pan Janusz potrzebował tylko ostatnie słowo wyrzec.
Tymczasem otworzyła mu sprytna starościna oczy na to, czego pierwej nie widział. Wojewoda widocznie syna swego chciał do Atalii zbliżyć. Atalia przez cały wczorajszy wieczór polowała na wojewodzica, który zbyt łaskawie przyjmował jej awanse. Kasztelanowa więcej protegowała syna wojewody, z nim była tylko grzeczną i sztywną. Nawet towarzysze Janusza spostrzegli to i czynili mu w tym względzie swoje uwagi.
Wszystko to razem wzięte nie mogło pana Janusza do snu usposobić. Przewracał się z boku na bok, a zawsze stały mu przed oczyma te same niefortunne obrazy, które go u wojewody dręczyły!