Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/125

Ta strona została przepisana.

Pan Janusz Korwin postanowił więc strzepnąć to przyschłe do niego błoto i odtąd tylko takimi ludźmi się otaczać, przeciw którym nietylkoby pani kasztelanowa nic mieć nie mogła, ale którzyby jeszcze podwyższali lustr jego imienia, tradycyi i fortuny.
Takim człowiekiem miał pan Janusz być od dnia jutrzejszego, nad czem właśnie aż do rana przemyśliwał!
A gdy to rano w okna jego zaświtało, powitał dzień ten, jako epokę, która nowy jego żywot rozpocząć miała.

XXI

Z równem prawie wzruszeniem powitał Szucki ten dzień w gospodzie pod Złotą Wiechą. I dla niego miał on być nową epoką życia, od której miało się datować jego szczęście lub nieszczęście aż do śmierci.
Zbudził się, kiedy zaledwie pierwsze jaśniejsze promienie zdołały się przedrzeć przez zapylone szyby gospody. Wszyscy spali jeszcze, tylko ojciec gospodni krzątał się cicho, aby śpiących nie budzić. Półgłosem i na migi wydawał rozkazy służbie, która z wielką ostrożnością wchodziła z sieni do izby, przemykając się pomiędzy śpiącą pokotem szlachtą. A ostrożność była tem potrzebniejsza, im widoczniejsze było niebezpieczeństwo ubliżenia godności szla-