Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/128

Ta strona została przepisana.

na pora, kiedy szlachta miała jeszcze czczy żołądek. Szlachcic głodny miał szczególny sposób zapatrywania się na świat Boży i prawo społeczne. Wtedy i sam Pan Bóg przegrałby z nim sprawę, gdyby go chciał wyzwać na dysputę. Jest wszelkie prawdopodobieństwo, że słynny poseł upicki, który po raz pierwszy na Sejmie owo fatalne Veto wymówił, był przy czczym żołądku.
To też zwolenik ruchomego prawa zawsze miał tę porę dnia na uwadze. Dlatego w najbezpieczniejszem miejscu obierał sobie legowisko na noc, aby, gdy nadejdzie rano, być wolnym od wszelkiej trwogi i zaczepki.
Tej tylko przezorności zawdzięczał teraz, że tłusty szlachcic z szerpentyną w ręku stanął przed nim, jak nieprzyjaciel przed zamkniętą bramą fortecy. Obszedł stół z trzech stron, ale zewsząd broniły wstępu grube szragi, na których stół spoczywał. Czwartą stroną zaś przypierał do ściany, do której był przytwierdzony żelaznym hakiem.
— Powiadasz waszmość — ozwał się szlachcic z szerpentyną — że tłusty człowiek nigdy nie sięgnie po za koniec swego brzucha! Otóż mam coś w ręku, co dalej sięgnie, byleś tylko waszmiość wychylił głowę z po za tej kraty drewnianej!
— Mości panowie — replikował palestrant z pod stołu — wzywam wszystkich i każdego z osobna na świadków zamierzonego na moją osobę gwałtu, któ-