Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/132

Ta strona została przepisana.

— Patrz, Maryanie, na tę izbę! Czyż nie jest to obraz naszej Polski?... Czy nie widziałeś, gdzie i jak kufel piwa skutkował?... Ano, patrz! Tam na środku izby i pod piecem, ulokowała się szlachta, która u króla i u panów solicytuje w prywatnych interesach swoich. Jeden chce urzędu, drugi służby, trzeci ostrzy zęby na starostwo lub przynajmniej folwarczek z niego. U wszystkich tych — kufel piwa z twarogiem wyrównał wszystkie sporne zdania i sprowadził błogą ciszę. Ludzie ci gotowi za kufel czegoś dobrego sprzedać nietylko zdania swoje, sumienia i dusze, ale nawet Rzeczpospolitę!...
Tu zamilkł pan Kasper i posmutniał. Po chwili, wskazawszy ręką w stronę progu, mówił dalej:
— Patrz! Tam już inaczej. Krążą i tam kufle piwa, ale nie z takim, jak tutaj, skutkiem. Nigdzie nie przerywają one dyskusyi, owszem, podtrzymują ją i rozniecają. Nikt tam dla miłej zgody od zdania swego nie odstąpił, adwersarz adwersarzowi ręki po wypiciu kufla nie podał!... Zdaje się, że to Pułasczycy i inni ludzie ruchliwi. Może oni w zdaniach swoich nie mają zupełnej słuszności, może nawet błądzą i źle robią, ale stokroć lepsi są od tych tu, którzy za kufel ciepłego piwa odstępują od swoich przekonań, praw i słowa, zasłaniając się miłością powszechnej zgody i niezamąconego pokoju!... Pokój, mospanie, jest dobry, gdy ten pokój jest zdrowy, ale gdy jest zgnilizną?... Czyż mamy zgnić do szczętu?...