Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/134

Ta strona została przepisana.

mi to oblicze powie — śmierć czy życie — wszystko przyjmę z pokorą i poddam się memu losowi!
Tak, to będzie najlepiej. Lepsza jest pewność niebardzo smaczna, niżeli najrozkoszniejsze rojenia. Bóg z tobą! Wieczorem spotkamy się znowu. Spodziewam się, że cię obaczę więcej trzeźwym.
Rzekłszy to, uścisnął rękę towarzysza i udał się do miasta za swemi sprawami.

XXII

Szucki siedział długo po wyjściu towarzysza w głębokiem zamyśleniu. Dzień dzisiejszy był dla niego dniem bardzo ważnym. Najprzód miał ujrzeć Krystynę, której trzy lata nie widział. Z jej twarzy, z jej ust miał wyczytać wyrok długoletnich marzeń swoich. Miał się dowiedzieć, czy marzenia jego były tylko urojeniem, czy opierały się na wzajemności Krystyny. Bądźcobądź, była to zawsze dla niego chwila stanowcza.
Rozmyślał jeszcze raz całą swoją hisioryę od owego Veni Creator w kościołku Łysej, aż do ostatniego pożegnania się z Krystyną. Zebrawszy to wszystko razem, wierzył, że Krystyna nie była mu obojętną.
Od tego jednak czasu minęły trzy lata. Nietylko, że Krystyny nie mógł zapomnieć, ale przeciwnie, zrosła się ona tak jakoś z jego życiem, że jej od nie-