Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/137

Ta strona została przepisana.

Mszy Świętej wysłuchać i cudownego Pana Jezusa o pomoc ubłagać.
Dawnym obyczajem, do Pana Boga przystępował zawsze w odzieży świątecznej. W tym celu więc wyjął z zapiecka swój węzełek i odszedł z nim do alkierza, który zazwyczaj służył gościom do przebierania się.
Nigdy jeszcze nie był konfederat tak starobliwym o swoje wąsy, czuprynę i pas jedwabny. W dużej aumisie wypluskał całą głowę, wykręcił wąsy i przygłaskał należycie czuprynę, która w obozowem życiu mocno się najeżyła.
Podspód wziął żupan perłowy i aksamitne spodnie. Na to wszystko kontusz granatowy, który kunsztownie przepasał pasem jedwabnym, ze srebrnemi frendzlami. A gdy jeszcze białą rogatą czapkę z bobrowem futrem na bakier założył, był z siebie tak zadowolony, jak to mu się jeszcze w życiu nigdy nie wydarzyło.
Pewnym krokiem wyszedł z gospody i prostą drogą ruszył do fary.
W kościele, przed ołtarzem cudownego Pana Jezusa, rozpoczęła się właśnie Msza Święta. Szucki zbliżył się do chłopca, służącego do Mszy Świętej i wcisnął mu złotówkę do ręki, aby mu swego miejsca ustąpił. Chłopiec zgodził się chętnie na to, a konfederat ukląkł z pokorą na stopniach ołtarza i zaczął księdzu odpowiadać.