Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/138

Ta strona została przepisana.

Po skończonej Mszy Świętej, gdy Szucki kapłana do zakrystyi z mszałem w ręku odprowadził, zapytał go tenże:
— Powiedz mi, synu mój, czy chwalebna była twoje intencya, dla której mi do Mszy Świętej służyłeś?
— Intencye moje są zawsze prawe i uczciwe — odpowiedział zapytany — złym sprawom nigdy nie służyłem.
Sędziwy kapłan uśmiechnął się, patrzał czas niejaki na śmiałego szlachcica, a potem rzekł:
— W Polsce co głowa, to zdanie. A każdemu zdaje się, że jego zdanie prawdziwe i prawe. Jakież jest zdanie twoje co do sprawy publicznej dzisiaj? Zapewne należysz do barszczanów?
— Stoję przy tem zdaniu, jakie ma naród. Dziesięć znaczy więcej od jednego!
— Może masz i słuszność. Naród dziś wprawdzie niema głowy, ale ma często zdrowe instynkta... Zapewne idziesz do obozu?
— Z obozu właśnie wróciłem — a dziś mam sprawę z panami!
— Między panami czasem niebezpieczniej, niżeli w obozie. Bóg z tobą, mój synu!
Szucki ukląkł, a sędziwy kapłan przeżegnał go krzyżem Świętym. Pokrzepiony na duchu, puścił się ku ulicy Senatorskiej.