Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/140

Ta strona została przepisana.

Pan Janusz Korwin, który właśnie rozpoczął był puryfikacyę swoich stosunków towarzyskich, nie rad był wcale nowej znajomości i dlatego rozkazał służącemu, aby gościa zapytał, czego chce i kto jest.
Po chwili przyniósł służący odpowiedź, że gość jest sąsiadem nowego jego majątku, a resztę zostawia do rozmowy.
Pan Janusz zmarszczył brwi, pomyślał chwilę i — zdecydował się wreszcie rozmówić z gościem. Chciał jednak zaraz na wstępie dać mu uczuć różnicę, jaka między nim, a jegomościem panem Januszem Korwinem zachodzi. W tym celu rozkazał otworzyć podwoje do paradnej sali, gdzie miał górskiego szlachcica czekać w postawie, w jakiej robione są zwykle konterfekty królów i hetmanów.
Wstawszy więc od stołu, udał się do sali i stanął w królewskiej postawie, oparłszy rękę o stół mahoniowy. W tej pozyturze był zupełnie podobny do konterfektu ś-tej pamięci Macieja Korwina, króla węgierskiego, którego tacite powiesił na ścianie pomiędzy swymi antenatami. Węgierski Korwin rad nie rad przyjął towarzystwo polskich Korwinów w kontuszach i żupanach z ogolonemi pałkami, ale na ustach jego widać było uśmiech ironiczny, jakim witał każdego patrzącego.
Wiele czasu minęło, zanim się drzwi otworzyły i gość nowy mógł wejść na pokoje potomka królewskiego.