Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/142

Ta strona została przepisana.

je. W izbie gospodniej, pomiędzy gołemi ścianami, na słomie rozścielonej, mógł jeszcze jako tako być z siebie zadowolonym, gdy się w małem zwierciadełku przejrzał. Tutaj, wobec aksamitów i adamaszków, wobec antenata z koroną i berłem na stole, zmalał górski szlachcic, a serce ścisnęło mu się boleśnie. Jakaż tu rola mogła być dla niego?...
Wprawdzie miał on kiedyś inne otoczenie, przy którem wyglądał może lepiej i świetniej od jegomości pana Janusza Korwina, opartego o stół mahoniowy z bogatą pozłotą. Otaczały go przecudnej piękności obrazy natury, gdy przy blasku księżyca, śród nieprzyjacielskich placówek, przedzierał się w góry z Pułaskim!... Wtedy postać jego na gniadym koniu, z burką kosmatą, przewieszoną przez plecy, z krzywą szablą w ręku, która broniła honoru Rzeczypospolitej, śledząca pilnie po za krzaki, czy nie zoczy wroga, z którym potrzeba było natychmiast stoczyć walkę o śmierć lub życie... czyż taka postać na takiem tle mogła się gorzej wydać od któregobądź z Korwinów z opasłemi brzuchami, wiszących na ścianie, których może całą zasługą był ten splendor, że wiszą w towarzystwie króla węgierskiego?
Szucki miał jeszcze inne, a może świetniejsze tło. Były niem kłęby dymu bronionej twierdzy, ogniste błyski miotanych pocisków nieprzyjacielskich i stosy trupów, które się kładły obok niego z miłości Ojczyzny!... Zaiste, na takiem tle wyglądał ubogi gór-