Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/144

Ta strona została przepisana.

żysz zapewne do tych, którzy myślą ten podupadły kleynot, jak waszmość Rzeczpospolitę nazywasz, wstępnym bojem ze rdzy oczyścić. Zaślepieni!.. Czy wiesz waszmość, że jednego z tych za kilka dni na publicznem miejscu, jako królobójcę stracą?
Szucki poczerwieniał na twarzy. Sięgnął ręką do pasa, jakby tam szabli szukał, którą z przezorności w gospodzie zostawił, i odparł:
— Bóg jeden tylko wyda wyrok, kto na śmierć haniebną zasłużył... czy tak zwani królobójcy, czy ci, którzy Ojczyzne zabijają?
— Widzę, że waszmość należysz do tych, z którymi rozsądnie mówić nie można!... Ciekawy tyko jestem, w jakiej intencyi przychodzisz waszmość do mnie? Przecież nie spodziewam się, że przychodzisz na werbunek.
Szucki zagryzł wargi, połknął kilka słów, które cisnęły mu się na usta i odparł spokojnie:
— O werbunku teraz wcale nie myślę, kiedy co dopiero jedną strofę pieśni pogrzebowej odśpiewano. Zaczekamy, co dalej będzie z tych przyjacielskich konszachtów z sąsiadami. A teraz przychodzę tylko do jegomości pana Korwina w interesie zupełnie prywatnym. Jestem Szucki, herbu Gryf — i mam niejako tytuł sąsiada...
— Szucki z Jodłowego! — podjął pan Janusz. — To waszmość jesteś dziedzicem tego przysiołka...