Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/147

Ta strona została przepisana.

poznała. Dlatego pozwolisz waszmość, że ten afekt wdzięczności w jej imieniu sam przyjmę, a jej bynajmniej nie będę odbierał tych chwil, które właśnie teraz takim samym obsługom chrześcijańskim poświęca.
Rzekłszy to pan Janusz klasnął w ręce, a gdy ma to hasło pokojowiec we drzwiach się ukazał, skłonił się gospodarz swemu gościowi i wyszedł do bocznych pokojów.
Szucki poczerwieniał na twarzy i długi czas stał jak nieprzytomny. Przyszedłszy do siebie, miał wielką ochotę powybijać tyle drzwi w tym domu, ile ich oddziela go obecnie od Krystyny. Ale po chwili zbladł i szalony swój zamiar porzucił. Spuścił głowę, zacisnął pięści i szybkim krokiem wyszedł na ulicę.

XXIV

Na ulicy, tuż koło bramy domu, stał chudy, wysoki szlachcic w tabaczkowym kontuszu. Czoło miał wysokie, a głowę łysą, jak to widać było, gdy przechodzącym się kłaniał. Z zajętej jego pozycyi koło bramy widać było, że na kogoś tu czeka.
— Mam cię przecież, ptaku! — zawołał do wypadającego na ulicę Szuckiego. — Myślałem, żeś już umknął.
Szucki spojrzał na szlachcica, potarł ręką po czole i poznał w nim palestramta z izby gospodniej.