Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/15

Ta strona została przepisana.

stkie zdrowe tętna, musiała na innem miejscu wybuchnąć wrzodem chorobliwym, aby choć tym sposobem pozbyć się swoich soków, niepokojących ustawicznie jego organizm.
Tak wogóle zapatrujemy się na ten niewytłumaczony dotąd szał stolicy podczas pierwszej bolesnej katastrofy, chociaż z drugiej strony nie uniewinniamy tem zdrożności pojedyńczych warstw i osób.

III

Kiedy tak Warszawa bezmyślnie szalała, jednego posępnego wieczora nadchodzącej jesieni szedł Krakowskiem Przedmieściem, które podówczas bardzo mało liczyło domków, młody mężczyzna o długim, zamaszystym wąsie. Ubiór jego znamionował przybysza z dalekiej dzielnicy Polski. Widocznie przeszedł on po ojcu na syna tytułem spadku lub darowizny. Ciemnego koloru kontusz wisiał zbyt wolno na ramionach. Dawny jego właściciel miał prawdopodobnie szersze plecy. Za to widocznie skrócił go dzisiejszy jego posiadacz, aby modzie zadośćuczynić, która krótko kazała się ubierać. Z pod kontusza wyglądały, zamiast szerokich szarawarów, dosyć obcisłe, manszestrowe pantalony, które widocznie zrobione były do pończoch jedwabnych i trzewików ze srebrną klamrą.
Widać było, że właściciel tego ubioru był już