Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/154

Ta strona została przepisana.

Replika ta palestranta Sprawiła Szuckiemu pewną ulgę. A uspokoił się zupełnie co do tożsamości osoby szlachcica, gdy tenże drogę wiodącą do Wisły pominął, a na ulicę Miodową skręcił, gdzie była gospoda pod Złotą Wiechą. Teraz już był pewny, że palestrant jest prawowitym właścicielem ciała swego i kontusza oraz, że żadnego z nich złemu duchowi nie wydzierżawił. Spokojnie więc szedł przy nim aż do samej gospody.
Znalazłszy się w gospodzie, kazał palestrant na koszt przyszłego swego klienta dzban miodu postawić i zaczął:
— Najprzód muszę waszmości jasno wyłożyć, dlaczego to contubernium wybrałem sobie za legowisko. Widzisz waszmość, ilu tu klientów codziennie się zbiera. Szczur kopie sobie jamę blizko kurnika, a mysz polna szuka oziminy. Otóż i prawnik lokuje się tam, gdzie mu same gołąbki przylatują do gąbki!... Patrz waszmość. Każdy szlachcic, co tu zanocuje, to sprawa trybunalska. Ten kogoś najechał, tamten spalił sąsiadowi las wraz z wilkami, które mu barany zjadały, ów znowu, wypędzony z dzierżawy, nazbierał sobie cały fascykuł pretensyj i t. d. Tam znowu kładą się pokotem petenci i suplikanci. Jest to zarobek mały, bo dzisiaj takim ludziom mało co dają, ale i z tego coś kapnie! W ostatecznym razie utnie jeden drugiemu kawał nosa, albo złamie żebro, i ot sprawa w trybunale! Rozumie się, jeśli szlachta zgo-