Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/155

Ta strona została przepisana.

dy węgrzynem nie zapije... Otóż widzisz waszmość, że tu jest moja arena, tu jestem gladyatorem w imię prawa i ustaw, a jeśli nocleg pod stołem obieram, to dzieje się tylko z nadzwyczajnej przezorności i jurysprudencyi!
Skończywszy tę harangę, pociągnął palestrant miodku i milczał przez czas niejaki.
— Wszystkie te ładne rzeczy — ozwał się zniecierpliwiony Szucki — które mi waszmość opowiedziałeś, nie dają mi jeszcze jasnego wyobrażenia o tem, w jaki sposób w mojej sprawie chcesz mi być pomocnym.
— Tylko cierpliwości — odparł palestrant, ocierając wąsy — tylko cierpliwości! W sprawach wielkich nic tak nie popłaca, jak cierpliwość. Prowadziłem w trybunale sprawę jaśnie wielmożnemu panu Brzostowskiemu o nieprawne wydarcie fortuny przez lat dziesięć. Szlachcic wprawdzie niecierpliwił się, ale ja zawsze zalecałem mu cierpliwość. I dobrze na tem wyszedł, bo umarł, zanim w jego sprawie był wyrok ferowany. Umarł w błogiej nadziei, że sprawę wygra, a tymczasem wyrok po jego śmierci zapadł, że sprawa przegrana! Cóżby się było stało z szlachcicem, gdyby za życia taki wyrok usłyszał?... Tak, tak, cierpliwość, to złote słowo!
Palestrant chciał tutaj sięgnąć po szklankę z miodem, ale Szucki przytrzymał mu rękę i rzekł: