Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/158

Ta strona została przepisana.

zał Szucki bezprzykładną cierpliwość. Nietylko, że mu nic nie powiedział, ale pozwolił także wziąć mu do ręki kubek z miodem i sporo z niego pociągnąć.
— Powiedzcie mi najprzód — prawił dalej palestrant — czy jejmość panna Krystyna z Korwinów jest pełnoletnią?
— Będzie miała lat dwadzieścia pięć, sześć lub siedm — odparł z wymuszonym spokojem Szucki.
— Weźmy w przecięciu dwadzieścia, sześć. Jest to, jak dla panny, zawsze wiek przyzwoity. W tym wieku można już mieć własną wolę. Wszak rodzice jejność panny Krystyny dawno zmarli?
Szucki potwierdził to skinieniem głowy. Palestrant milczał czas niejaki.
— Jest więc obecnie przy swoim bracie rodzonym, jegomości panu Januszu z Korwinów na Korwinowie i stryjence swojej, jejmość pani starościnie, wdowie po ś. p. staroście przemyskim, który nie szczycił się taką cierpliwością, jak mój klient nieboszczyk, i dosyć wcześnie pożegnał ukochaną swoją towarzyszkę życia...
— Daj waszmość pokój ś. p. staroście przemyskiemu, jeśli mu lepiej teraz leżeć w grobie...
— Masz waść słuszność! Gotówby biedak myśleć, że chce resfitutionem in integrum procesu z jejmość panią starościną... A to mocnoby go zmartwiło!... Otóż pod taką opieką jest obecnie jejmość panna Krystyna, dla której masz waść afekt niezmienny,