Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/162

Ta strona została przepisana.

go niktby go nie dojrzał. Otóż z bogatymi trzeba — wojny!
— Wojny?... Wojny?... Cóż mi wojna w takim razie pomódz może? Myślałem ja wprawdzie o niej... ale...
— Nie burdy, nie szaleństwa, ale wojny spokojnej, wojny legalnej, opartej na prawie i statutach...
— Czy chcesz waszmość, abym procesem w trybunale przyszedł do ręki jejmość panny Krystyny?
— Nieinaczej! Nieinaczej! Tylko trzeba pierwej argumentów niezbitych!
Szucki patrzał czas niejaki na palestranta. Dziwnym wydał mu się proces o przyszłą żonę.
— Rzecz jasna i prosta — prawił dalej rozgrzany palestrant... — Jejmość panna Krystyna nie ma rodziców, a za to ma lat dwadzieścia sześć. Trzeba tylko z jej strony słowa, zatwierdzonego świadkami, że jest waszmości przychylna. Wtedy wnieślibyśmy do trybunału o pozbawienie woli i wolności przez trzecie osoby...
— Na co mi procesu? — przerwał szybko Szucki. — Gdybym tylko z jej ust słyszał, że mi sprzyja i chce być moją, tobym nie pytał się nikogo, tylko wziął ją, jak swoją, i choćby na koniu w góry moje zawiózł.
— Ba! A jus gladii, i gdyby waszmość przed