Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/17

Ta strona została przepisana.

wieszcze komety i przesuwały się z dziwnym pośpiechem po ciemnych ulicach stolicy w kierunkach najrozmaitszych. A silny prąd powietrza odłamywał z pochodni palące się strępy smoły i roznosił je szeroko i wysoko.
Każdy taki orszak ognisty sprawiał na przechodzących dziwne wrażenie. Fantastyczne te światła działały na wyobraźnię i tworzyły tam najrozmaitsze obrazy.
— Coś dzisiaj niespokojnie w zamku — szeptał jeden przechodzący do drugiego.
— Książę z sześcioma lauframi był już tam dwa razy i gdzieś znowu na Senatorską popędził! — odparł drugi.
— Zapewne do prymasa! Coś ważnego zaszło! Mówią, że z Petersburga przyszedł kuryer.
— Mówią, że Austryacy posunęli się aż pod Lublin! Katarzyna robi w tym względzie remonstracye...
— Zapewne wiadomość o Krakowie nadeszła do zamku! Dzielnie sprawili się konfederaci...
— Jest w samej rzeczy o czem radzić! I cała noc za mała dla takich ważnych spraw!...
Tutaj roztrącił mówiących jakiś chudy, wysoki szlachcic w szarym kubraku.
— A cóż to! — zawołał grubym głosem — czyż to waszmość z księżyca na nowiu z nieba spadłeś, że nie wiesz, co się w zamku dzieje? Myślisz, że tam radzą ne respublica aliquid detrimenti capiat? Tere-