Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/170

Ta strona została przepisana.

Janusz poczerwieniał na twarzy. Stał kilka chwil w milczeniu, gryząc usta.
— To pachnie krwią! — rzekł w końcu, cały drżący — tu krew płynąć musi!
— Zlituj się! Co mówisz?! Czyś oszolał? Wszak jesteśmy na bardzo dobrej drodze?
— Jakto? Żeby wojewodzic, strojąc publicznie zaloty do Atalii, potajemnie, gdy nas w domu niema...
— Zazdrość, zazdrość przez ciebie mówi, mości Januszu. Niech się tylko zbliżą do siebie. Do celu różne drogi prowadzą... Przy wielkiej grze, kobieta wszystko na kartę stawiać może...
— Ależ zlituj się, starościno! Co świat, co ludzie o tem powiedzą?!
— Osiągnięty cel wszystko pokrywa. Czy ty myślisz, że wiele innych kobiet podobnemi drogami nie idzie do celu?
— A jeżeli wojewodzicowi chodzi tylko o chwilową awanturkę, a nic więcej?
— Nie lękaj się. Gdyby to nawet zrazu miał na myśli, to taka kobieta, jaką jest Krystyna, już go więcej nie puści od siebie, gdy raz będzie w jej złotej siatce. Kobiety mają sposoby przykuć, przywiązać nazawsze!
— Czy jegomość pan Jerzy nie śmiał się serdecznie, gdy go Taida zawezwała na miłosną schadzkę w alei Westchnień Saskiego ogrodu? Cóż się po-