Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/171

Ta strona została przepisana.

tem stało? Szalał za nią, przepadał i w końcu zrobił ją starościną.
Janusz usiadł na krześle i podparł ręką głowę. Starościna nagadała mu tyle dziwacznych rzeczy, że pod ich wrażeniem zapomniał wcale o odwiedzinach Szuckiego, który w tej chwili zmalał i znikł mu zupełnie z przed oczu. Inaczej wytłumaczyła sobie starościna jego milczenie. Oparłszy obie rączki na jego ramieniu, rzekła:
— Jeżeli takie rzeczy cię dziwią, mości Januszu, to zaczynam powątpiewać o twojej szczęśliwej gwiaździe. Gdybyś nap. konkury twoje o rękę Atalii mógł opieprzyć jaką podobną awanturkę, to ręczę ci, że wszystko poszłoby dalego gładziej niż idzie dzisiaj, gdzie nam widocznie wojewoda przeszkadza.
Janusz na to nic nie odpowiedział, tylko zwiesiwszy głowę, głęboko się zamyślił.
Po niejakiem milczeniu powstała z krzesła starościna, przystąpiła do zamyślonego Janusza i rzekła:
— Alboż ty nie widzisz, jak się Krystyna dzisiaj nagle zmieniła? Kto ją dawniej dobrze znał, nie powiedziałby, że to ta sama kobieta. Wczoraj smutna i we wszystkiem powolna, dziś rozgorączkowana, niecierpliwa. Raz tak zamyślona, że słowa z niej wydobyć nie można, to znowu przesadnie wesoła, śpiewająca, całuje wszystkich i ściska... nawet nieraz Filonkowi dostał się całus. Cały świat kocha i chcia-