Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/18

Ta strona została przepisana.

posesyi wabiło bardzo wielu podróżnych. Urosło nawet mniemanie, że w ciemnych izbach tej gospody zgromadzali się pomęczeni ruchawką konfederaci barscy, którzy na wypoczynek przekradali się do Warszawy. Tu mieli zmawiać się i gotować do nowych wypraw. W tym celu były porozstawiane zawsze placówki, które o zbliżającem się niebezpieczeństwie radzących ostrzegali. A że gospoda miała dwa wychody, jeden na Miodową ulicę, a drugi na Długą, łatwo więc było uchylić się od wysłanych szpiegów partyi królewskiej. Miano nawet pewne sygnały, które zdala sobie podawano.
Gospoda więc „pod Złotą Wiechą“ miała dla ludzi gorętszej krwi wiele uroku. Niepokojem trapiony umysł znajdował tam niejaką rozrywkę. Dosyć było usiąść za stołem przed szklanką wina lub kubkiem miodu i puścić oczy przed siebie. Najrozmaitsze i najfantastyczniejsze postacie przesuwały się, jak dziwaczne kształty w kalejdoskopie. Nie spoczęły one ani na chwilę w spokoju. Co chwila zmieniały się grupy, rosły, rozpadały się i znowu łączyły się w jakiś dziwnie malowniczy węzeł.
Było to nieustające, bezpłatne widowisko żywych obrazów. Słabe światło świeczek łojowych lub dymiących kagańców nadawało wszystkim postaciom urok nadzwyczajny. Tam plecami do światła stanął jakiś olbrzymi szlachcic w tabaczkowym kon-