Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/23

Ta strona została przepisana.

jabłko, które kucharz przysposabia do zrobienia z niego marmolady!.. Hej! mocny Boże!
Drużyna przy miodku posmutniała. Jaki taki podparł głowę i zamyślił się.
— A któż, mospanie, temu winien? — ozwał się palestrant w tabaczkowym żupanie. — Któż zerwał jabłko i dał pod nóż kucharzowi? A prerogatywy Sejmu gdzie? Cóżeście z niemi zrobili? A obedientia legis gdzie? hę!
— Waszmość jesteś mądry tylko w trybunale, a tu wara wąsów, jeśli nie chcesz, aby ci je ogolono! — zawołał p. Kasper. — Czy myślisz, że sprawę Rzeczypospolitej w trybunale sądzić będą? To są paragrafy wielkiego Sądu Narodowego!...
Rzekłszy to, uderzył w rękojeść szabli, aż szyby w izbie zabrzęczały. Drużyna skupiła się koło niego, potakując słowem i gestem, że z mówcą się zgadza. Tylko chudy palestrant nie podzielał jego zdania. Z ironicznym uśmiechem ozwał się:
— Według jakiego prawa świat kiedyś sprawę Rzeczypospolitej sądzić będzie, tego nie wiem, ale obawiam się, aby nie zastosował do nas, jeżeli tak dalej pójdzie, jak teraz, naszego własnego prawa... jus golotorum!
Jus golotorum! Jus golotorum! — krzyczeli biesiadnicy. Patrzcie, on nas ma za gołotę! hołotę!...
I dziesięć najbliższych szabel obnażyło się przeciw chudemu palestrantowi.