Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/26

Ta strona została przepisana.

Szucki potarł ręką po czuprynie, aż iskry z niej wykrzesał. Potem wziął pana Kaspra za rękę i rzekł:
— Mości Kasprze... cztery lata, jak się noszę z tym ogniem w głowie i nie mogę go nigdzie zostawić. Byłem w potrzebach, gdzie wkoło tej głowy świstały kule, jak komary przy zachodzie słońca, a jak się paliło, tak się pali!...
Rzekłszy to, spuścił głowę na piersi i ciężko odetchnął. Milczał tak czas niejaki, poczem nagle zerwał się z ławy.
— Gdybyś ją tylko raz ujrzał, Kasprze — zawołał z zapałem — gdybyś tylko obaczył to złote runo, po które Grek Jazon po burzliwem żeglował morzu... nie byłbyś pewnie tak rumianym, jakim dziś jesteś! Zbladłbyś, jak wapno i stałbyś się tak chudym, iakim ja dziś jestem!... Patrz!
Tu chwycił ręką za żupan i obnażył kościste piersi. Rumiany przy dobrej tuszy towarzysz patrzał z politowaniem na obnażone piersi Szuckiego, na których, jakby na jakim greckim posągu, rysowały się wybitnie wszystkie wklęsłości i wypukłości klatki kościstej. Pokiwał głową litościwie, pociągnął miodu kubek i rzekł:
— Mówią ci, co rymy układają, że miłość jest „rozkoszną męką“. Namęczyłeś się, biedaku, niemało, jeśli piersi są takie chude, jak u Ś-go Wawrzyńca na obrazie u Paulinów. Powiadają, że Ś-ty Męczenik na żelaznej kracie także męczył się z nieopisaną