Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/35

Ta strona została przepisana.

— Kiedy tak do niej mówiłem, obaczyłem w jej oczach dwie duże łzy, które, jak brylanty, nagle się zaświeciły.
— Czy wasze — rzekła do mnie drżącym głosem — niemasz, prócz tej wspólnej wszystkim oblubienicy, żadnej innej, którą w domu zostawiłeś?
Gdy na to odpowiedziałem, że nie mam ani matki, ani siostry, ani żadnej, krom Polski, oblubienicy, patrzała w milczeniu czas niejaki na mnie, jakby ją litość nade mną brała, a potem rzekła z pośpiechem: — Życzę wam, abyście jej wiernie i statecznie służyli, a ja tymczasem za wasze szczęście modlić się będę. Powiedzcie to waszym towarzyszom!
Szucki zamilkł tutaj na chwilę. Wytężył wzrok przed siebie, jakby chciał ścigać ulatujące wspomnienie owej chwili, która była dla niego tak rozkoszną! Pan Kasper patrzał także przed siebie, ale czoło jego było chmurne.
— Zdaje mi się — mówił Szucki — że tego towarzyszom moim nie powiedziałem, bo kiedy nieznajoma do powozu z innemi niewiastami wsiadła? zrobiło mi się tak smutno w duszy, żem o Bożym świecie zapomniał! Patrzałem jakby we śnie na tuman kurzawy, który kłębił się za powozami, i zdawało mi się, że miałem widzenie, które znikło nagle!... Ale czasu nie było na dalsze refleksye i medytacye, siedliśmy na koń i przy odgłosie pieśni o Królowej Polski, wyruszyliśmy na ruchawkę! Dopiero w kilka dni dowie-